O słówkach słów kilka

Moja matka ma ten ultrakonserwatywny ogląd świata. Niech bóg jej wybaczy – dużo w życiu przeszła. Pamiętam jej wywód, który usłyszałem za dzieciaka, na temat osób niepełnosprawnych, a raczej na temat samego słowa „niepełnosprawni”. Ubolewała nad tym, że kiedyś (wszystko co kiedyś, było dużo lepsze) nazywano ich kalekami. Następnie komuna zamieniła to na inwalidów (spółdzielnie inwalidów pozdro), by po upadku komuny, polit-poprawiacze zamienili to, na ten dziwny zlepek słów – niepełnosprawny. Jako dziecko pomyślałem wtedy – być może można było zostać przy tych inwalidach, ale co ci przeszkadza słowo „niepełnosprawni”? Czy ma to jakikolwiek wpływ na twoje życie, czy parzy cię to w uszy? Mi by taka rozkmina nawet do głowy nie przyszła. Fromm powiedziałby zapewne, że za tą rozkminą, kryje się tajona pogarda dla osób słabszych. Jak za większą częścią prawicowych, konserwatywnych idei zresztą.

Po drugiej stronie barykady, mamy lewaków. Typów, dla których słowo „niepełnosprawny” wciąż jest zbyt stygmatyzujące i którzy myślą nad tym, jakim słowem można by je zastąpić, by było jeszcze bardziej neutralne i jeszcze bardziej – nomen omen – bezpłciowe (w końcu płeć jest tylko konstruktem społecznym, prawda? xD )

I jedni i drudzy są dwiema stronami tego samego obłędu – fiksacji na języku. Doszukiwania się w słowach znaczeń, których 99% zjadaczy chleba w nich nie dostrzega. Dwa wrogie sobie obozy lunatyków, walczące o władzę nad językiem – społeczne majsterkowanie zaczyna się często od tego. A kończy się na miejscach otulonych szczelnie drutem kolczastym - brunatnych i czerwonych.

Najbardziej zaawansowaną jazdę w tym względzie mają feministki. Osoby, którym nie pasują słowa history i mankind i które to słowa, chętnie zamieniłyby na ich żeńskie odpowiedniki – herstory i womankind. Przykładów można mnożyć.

Nie zamierzam się rozpisywać na ten temat. Krótka piłka – ruch społeczny, który dzieli język na czworo – parafrazując powiedzenie o włosie – nie ma absolutnie nic realnego do zaoferowania społeczeństwu. Dawno, dawno temu, feminizm był odpowiedzią na realne problemy i wyzwania, przed którymi stanęły kobiety w szybko rozwijającym się kapitalistycznym świecie. Obecny feminizm, zwany też trzecią falą feminizmu, to pierdolony żart - ruch, który kreuje sztuczne problemy, po to, by móc usprawiedliwić swoje własne istnienie i ogromne sumy, które przechodzą przez konta jego organizacji.


Życzę Paniom zajebistego i produktywnego dnia i nie dajcie się zwieść – ludzik w spodniach na instrukcji składania mebli z Ikei, w żaden sposób Wam nie uwłacza. Ani ten na sygnalizacji świetlnej na pasach ;-)